HISTORYA PRZENIESIENIA DOMKU LORETAŃSKIEGO - III. Dowody Opatrznościowe.

»Dzieło Odkupienia rozpoczęło się w cichym Domku Najświętszej Panny, tak ufamy, że Bóg nie napróżno ustrzegł nietykalności tego przybytku i ukoronował go chwałą, jako widomy znak tajemnicy, która jest fundamentem naszej wiary, źródłem naszej nadziei i nieprzerwanem i wiecznym przedmiotem naszej miłości«.

»Wobec objawiającej się w naszym wieku tej chorobliwej dążności podawania w wątpliwość cudów i wszelkich dzieł porządku nadprzyrodzonego, będzie to na czasie przypomnieć światu, na jakich fundamentach Kościół opiera wiarę swoją w prawdziwość domku loretańskiego i w cudowność jego przeniesienia, by w sercach wiernych tem żywszą wzbudzić pobożność, niewierzących zaś przekonać, że w sprawach nadprzyrodzonych Kościół nie daje się lekkomyślnie unosić zapałowi wiernych, ale z rozwagą i największą roztropnością rozbiera takie zdarzenia i tylko zupełnie dowiedzione cuda przyjmuje«

»Niech to będzie zarazem i hołdem czci, jaki wydawnictwo "Missyj katolickich" złożyć pragnie Niepokalanej Dziewicy i Przeczystej Matce Bożej Maryi«


Kościół Zwiastowania N. M. Panny w Nazarecie



HISTORYA PRZENIESIENIA DOMKU LORETAŃSKIEGO 

 

 >> I. << ,   >> II. << ,    >> III. <<,     >> IV. <<

 

III. Dowody opatrznościowe.


    Jest niewątpliwą prawdą teologiczną, która nawet zdrową filozofiją dowiedzioną być może, że nigdy Mądrość i Świętość Opatrzności, rządzącej światem, pozwolić nie może, by nadprzyrodzone dowody jej potęgi ludzi w błąd wprowadzać mogły. To też te słowa, tyczące się objawienia boskiego: Domine, si error est, a te decepti sumus, znaczą właśnie, że omyłka jest niemożliwa tam, gdzie Bóg sam występuje, by czynami swej wszechmocy prawdy jakiejś dowieść.

    Ta niewątpliwa zasada znajduje zupełne zastosowanie w sprawie domku loretańskiego, tak ze względu na liczbę łask szczególnych, jakich tylekrotnie już dostąpili wierni, jako też ze względu na ciągłość tego jawnego, dla wszystkich widocznego cudu, tyczącego się pochodzenia tego błogosławionego domku.


    Długi byłby szereg cudów ściśle dowiedzionych, przechodzących wszelkie prawa natury, c u d o w n y c h  uzdrowień, cudowniejszych jeszcze n a w r ó c e ń,  łask wszelkiego rodzaju i wyraźnych znaków błogosławieństwa dla pielgrzymów loretańskich, jak niemniej strasznych kar, które dotknęły znieważających to miejsce. Tu można wspomnieć o jednem z najbardziej słynnych zjawisk, które się powtarzało każdego roku w nocy z 7 na 8 września od chwili, gdy święty domek w Lorecie obrał sobie mieszkanie, do 1534 roku. Znany on jest w historyi loretańskiej pod nazwą  ś w i a d e c t w a   o g n i s t e g o.  Widziano wonczas na niebie płomienie, które z różnych stron horyzontu zgromadzały się i otaczaly święty domek jakby aureolą chwały. Riero, który od niezliczonych świadków tego zjawiska słyszał opowiadanie, opisuje je szczegółowo w dziele swojem.
    Ale bezpośrednie działanie Opatrzności, nadające świątyni loretańskiej piętno nadprzyrodzone, objawia się ciągle faktem trwającym, niewytłómaczonym i nie mniej zadziwiającym jak sam cud przeniesienia. Święty domek spoczywa bez fundamentów, bez podpory, na gruncie dawnej drogi publicznej, prowadzącej do Recanati, tak jak się na niej ukazał na końcu XIII wieku i jak to wykazały dwa razy czynione urzędowe badania.
    Za panowania Klemensa VII postanowiono zastąpić dawny mur, którym mieszkańcy miasta Recanati otoczyli święty domek dla jego ochrony, pokryciem marmurowem, które tak samo jak pierwsze, otacza go ale nie podtrzymuje. W tym celu zrzucono najprzód dawny mur i święty domek okazał się oczom wszystkich, stojący na powierzchni ziemi na dawnej drodze publicznej, którą łatwo było poznać po rodzaju gruntu i gdzie prócz kamyczków kołami wozów roztłuczonych, znaleziono gałązki krzaków dawniej tu stojących, które ciężarem kamieni przytrzymane od 240 lat świadczyły o nadprzyrodzonej mocy, która je tutaj przytwierdziła.
    W sto lat później powtórzono jeszcze dokładniej to samo badanie, a szczegóły, które o niem podajemy, wyjęte są z dzieł Montaniego (1753), Gaudentego (1784), Murriego (1791), piszących według urzędowego sprawozdania przez notaryusza sporządzonego i licznych świadków podpisanego.
    Gdy na rozkaz Benedykta XIV miano dać nową marmurową posadzkę w domku loretańskim w miejsce tej, którą wyżłobiły kolana wiernych, gubernator Jan Stella, chcąc przy tej okoliczności dokonać nowego badania, zaprosił w tym celu biskupów z Loretu, Jesi, Ascoli i Macerata i arcybiskupa z Fermo, Aleksandra Borgia. Roboty prowadził miejscowy architekt z czterema murarzami i trzema obcymi architektami przypadkowo w Lorecie obecnymi.
    Zdjęto najprzód dawną posadzkę, następnie ziemię pod nią będącą i w głębokości jednej stopy znaleziono już grunt, na którym święty domek spoczywa. Architekci i murarze, a następnie gubernator i biskupi z uwagą przypatrują się tej ziemi i widzą w niej tylko pomieszanie kurzu, piasku i kamieni potłuczonych, jak bywa na drogach. Przekonywują się, że domek jest cokolwiek ku zachodowi pochylony, odnajdują nierówności gruntu już za Klemensa VII uważane, tak, że w niektórych miejscach można rękę wsunąć pod mury, a biskup Loretu wziął z pod nich garść ziemi, w której znalazł muszlę ślimaczą, i wyschnięty orzech, które zachował jako spółczesne dowody cudu.
    Jeden z obcych architektów, chcąc dalej posunąć doświadczenie i przekonać się, w jakiej głębokości znajduje się ziemia twarda, zdolna fundamenta utrzymać, zaczął kopać w jednym rogu kaplicy i tak głęboki dół wykopał, że jeden z obecnych kapłanów, który te szczegóły Gaudentemu opowiadał, obawiał się, by tem nie osłabił świętych murów. Dopiero w głębokości 8 — 9 stóp znalazł grunt twardy i tą próbą raz jeszcze dowiódł, że święty domek żadnych fundamentów nie ma.
    Mamy tu jeszcze świadectwo syna, jednego z naocznych świadków tego badania, hr. Leopardi, który w swoich Discussioni storiche, w 1840 r. wydanych, powiada:


    »Brat mego dziada, kanonik Leopardi, był obecny temu badaniu; był to kapłan wtenczas 37-letni, życia bardzo przykładnego, przyczem z zamiłowaniem oddawał się architekturze. Wziął ze sobą ojca mojego, Jakóba Leopardi, wtenczas siedmioletniego chłopca, chcąc by naocznie o cudzie loretańskim się przekonał i był mu świadkiem w późniejszych latach. Dziecko korzystając ze swego wzrostu, położyło się na ziemi i rączką z pod murów świętego domku wydobyło kilka szypułek, któremi żołądź trzyma się drzewa. Szczegóły te, nie przez niego były mu udzielone, bo umarł w 1781 r. gdym jeszcze był dzieckiem, ale przez kanonika Leopardi, który umarł w 1799 r. w 94 roku życia. Ten opowiadał mi to często z najdrobniejszemi szczegółami. Wszyscy historycy Loretu jednozgodnie przyznają, że wspaniałe pokrycie marmurowe, którem Klemens VII otoczył święty domek, nie podtrzymuje zupełnie jego murów, można się o tem przekonać, kładąc zapalony stoczek między niektóre niezupełnie spojone płyty. Te podwójne mury są mniej więcej o 11 centymetrów od siebie oddalone«.


    Pierwsze zabezpieczenie, które mieszkańcy Rekanatu koło świętego domku zbudowali, miało rzeczywiście na celu utwierdzenie jego murów, można się bowiem było obawiać, aby już od trzynastu wieków istniejące, na nierównym gruncie, bez fundamentów postawione, nie runęły. Ale święty domek nie przyjął tej podpory; zaledwie te grube mury wystawione zostały, oddzieliły się od dawnych tak szeroko, że dziecko trzymające w ręku świecę, mogło pomiędzy niemi wygodnie przejść. Gdy je we dwa wieki później usunięto, aby je, jak mówiliśmy, marmurowemi ścianami zastąpić, z zadziwieniem spostrzeżono, że bardzo się już chyliły ku upadkowi, a przez szerokie szpary w nich będące, można było widzieć stare mury świętego domku, mocne i niewzruszone, jakby dopiero od niedawna stały. Architekt, który prowadził roboty, mówił o tem nieraz Ojcu Riera, a wszyscy mieszkańcy Loretu mogli te słowa swojem świadectwem stwierdzić.
    Zresztą nie tylko w zwykłych okolicznościach objawia się wpływ nadprzyrodzony, który broni i utrzymuje tę najsławniejszą świątynię Najśw. Panny.
    Sam stwierdziłem w niedawnej pielgrzymce do Loretu, że trzęsienie ziemi w 1876 r., które spowodowało pęknięcie sklepienia skarbca bazyliki loretańskiej, murów świętego domku, stojących bez fundamentu, nie poruszyło wcale.
    Ale czego czas i elementa nie śmiały uczynić, mogło być dokonane przez ludzi, gdyby surowe rozporządzenia nie były zabroniły naruszenia najmniejszej cząstki świętego domku. Prawa przez papieży w tym względzie wydane, potwierdzone zostały licznemi cudami, które bronią nietykalności świętego domku. Zamiast cudów i łask, których się spodziewali posiadacze tak znamienitej relikwii, spotykały ich niewytłumaczone choroby, różnego rodzaju nieszczęścia, które póty trwały, póki cząsteczka posiadana domu loretańskiego na swe miejsce zwróconą nie była. W części świętego domku, zwanej Santo Cammino, wiszą w jedwabnych woreczkach odrobiny kamienia, cementu lub prochu loretańskiego, w takich okolicznościach zwróconych. Już w XVI wieku wspomina o nich Montaigne w swojej Podróży do Wioch. Szczegóły jednego takiego cudownego zdarzenia są opisane w historyi soboru trydenckiego przez Pallaviciniego i w dziełku O. Riery, świadka naocznego całej sprawy.
    W r. 1561 na usilne prośby biskupa z Koimbry, Jana Suareza, papież Pius IV wydał brewe, mocą którego pozwalał rzeczonemu biskupowi na wyjęcie z murów domku loretańskiego jednego kamienia, który w osobno na ten cel zbudowanej kaplicy miał być umieszczony. Pozwolenie to, wymuszone na papieżu, nie miało przynieść biskupowi, jak zapewniali mieszkańcy Loretu, wyprawionemu po tę relikwiję X. Franciszkowi Stella, błogosławieństwa Bożego. Od Loretu do Trydentu, gdzie się dla soboru biskup z Koimbry znajdował, najrozmaitsze przypadki trapiły jadących za upragnionym skarbem. Sam zaś biskup, jak tylko dotknął się świętego kamienia, zapadł w ciężką chorobę. Nie mogąc wyleczyć się z niej środkami ludzkiemi, polecił się modlitwom różnych zakonników w Trydencie będących. W klasztorach tamecznych nic nie wiedziano o podróży Stelli i przywiezieniu z Loretu świętej relikwii, ale z objawienia Bożego polecono biskupowi jak najprędsze odesłanie upragnionego skarbu. Widząc w tych okolicznościach wyraźne zrządzenie Boże, biskup lubo z żalem odesłał napowrót X. Franciszka Stellę wraz z kamieniem cudownym. Zaledwie opuścił  T r y d e n t,  zdrowie biskupa się polepszyło i w miarę zbliżania się do Loretu choroba ustępowała. Kamień ten podwójnie za relikwije uważany, przyjęty został w Lorecie z największą czcią i umieszczony w miejscu, z którego był wyjęty na prawo od ołtarza, gdzie go dotąd od innych rozróżnić można, bo dwiema żelaznemi obrączkami przytwierdzony. W liście do gubernatora pisanym, biskup z Koimbry opisał całą sprawę, a dokument ten odesłano do archiwum watykańskiego, zkąd go Martorelli wypisał.
    Kopia autentyczna zachowuje się w Lorecie. Oto tekst jego listu:


    »Jan biskup z Koimbry do przeora w Lorecie. Pałając wielkiern nabożeństwem do Najśw. Panny Maryi Loretańskiej, starałem się, jak ci wiadomo, wszelkiemi siłami o otrzymanie z jej kaplicy kamienia. U/zyskałem też wreszcie na to przyzwolenie Ojca świętego, czemu i patron Loretu, kardynał de Carpi, się nie sprzeciwiał. Lecz Bóg i Matka Boska jasnemi dowodami dali mi poznać swą wolę, bym kamień do Loretu odesłał. Bo niezwykła choroba nawiedziła mnie z woli Bożej, a jak poznałem z napomnień ludzi pobożnych i Bogu miłych, ta, a nie inna choroby mej była przyczyna. Dla tego prosząc Boga i jego świętej Rodzicielki o przebaczenie, bezzwłocznie kazałem odnieść kamień przez tegoż Franciszka Stellę, który go ztamtąd wziął. Proszę cię usilnie, byś odesłany kamień z przynależnem nabożeństwem i ze stosownemi ceremoniami odebrał i na swojem umieścił miejscu wraz z wapnem, które równocześnie odsyłam. Również proszę, byś puszki srebrne, w których się to mieści, jako dowód cudu zachował na wieczną dla przyszłych pokoleń pamiątkę. Miłoby mi było, gdybyś Patrona kardynała, jak i Ojca świętego o całym przebiegu sprawy uwiadomił, ażeby na przyszłość przepisy kościelne, przeciw gwałcicielom kaplicy loretańskiej wystosowane, były ściśle i nienaruszenie zachowane i ażeby w przyszłości nic z niej nie było zabierane. Módl się też z twoimi kapłanami do Niepokalanej Dziewicy, by mi mój błąd czy przewinienie łaskawie przebaczyła.
    Dan w Trydencie 7 kwietnia 1562 r.


    Tak to w całej historyi świątyni loretańskiej widzimy bezpośrednie działanie Opatrzności. Najjaśniej ukazuje się ono w cudzie przeniesienia domku świętego, które po kilkakroć się powtarza, by nie zostawić żadnej wątpliwości ani co do świętości jego pochodzenia, ani co do cudowności przeniesienia. Był to czas srogich przejść dla Kościoła i całego społeczeństwa, papieże opuścili Rzym, a po 70-letnim pobycie w Awinionie, rozpoczęła się w Kościele szyzma, rozdział, który nieobliczone szkody przynosił, i równocześnie walki Gwelfów i Gibellinów dzieliły Włochy na dwa wrogie obozy. Śród tych zaburzeń łatwo mogłaby zaginąć tradycya cudownego przeniesienia, gdyby powtórzenie kilkakrotne tego cudu nie było go utwierdziło niezbitemi dowodami. Tak się tu wszystko cudownie składa, tak się wszystkie szczegóły logicznie ze sobą wiążą i wzajemnie tłómaczą, że niepodobna nie uznać tu nadnaturalnego działania. Przeczyć temu znaczyłoby sprzeciwiać się rozsądkowi i faktom dowiedzionym najściślejsza i najsurowszą krytyką.
    Niektórzy przeciwnicy loretańskiego cudu usiłowali dać mu za przyczynę usunięcie się gruntu, jak się to czasem wskutek powodzi zdarza. Zapewne nie myśleli oni o dwóch pierwszych przeniesieniach z Nazaretu do Tersatu, a ztamtąd przez Adryatyk na brzegi włoskie. Ale i co do dwóch drugich tylko chyba tacy to sądzićby mogli, którzy nigdy w Lorecie nie byli i na miejscu się nie przekonali, że święty domek w swych przenosinach nie spuszczał się, lecz przeciwnie coraz wyżej się wznosił i znajduje się obecnie na szczycie pagórka.
    Jednem słowem cud loretański jest jednem z tych dziejowych zdarzeń, o których z Tertulianem powiedzieć można, że niemożliwość jest w nich dowodem prawdy, bo fałsz byłby tu jeszcze stokroć niemożliwszy.
    D o w o d y   h i s t o r y c z n e   okazały nam już sam fakt cudownego przeniesienia, równie jak istnienie w Nazarecie Domku Najśw. Panny i dowody czci, jakie do XIII wieku od chrześcijan odbierał.
    D o w o d y   m a t e r y a l n e  przekonały o tożsamości obecnego domku loretańskiego z istniejącym dawniej w Nazarecie; a wreszcie  d o w o d y   o p a t r z n o ś c i o w e  ukazują nam czuwającą ciągle cudowną opiekę nad tym ziemskim przybytkiem Najśw. Panny.
    Zdawałoby się, że tu już wszystko tak jasne i oczywiste, że tylko zła wiara przeczyć lub żądać dowodów jeszcze może; mimo to chcemy tu jeszcze przytoczyć świadectwa wieków całych, których się tradycya nie przerwała, uczucia wiary, pobożności i wdzięczności za otrzymane łaski, które dowodzą z całą siłą przekonania i powagi wielkiego loretańskiego cudu.

(Koniec cz.III.).


MISSYE KATOLICKIE. CZASOPISMO MIESIĘCZNE ILUSTROWANE. ROCZNIK 1885 CZWARTY. W KRAKOWIE,
CZCIONKAMI DRUKARNI "CZASU" FR. KLUCZYCKIEGO i SPÓŁKI pod zarządem Józefa Łakocińskiego.

Transkrypcja i źródł. oprac. graf.: intix - 03.2022 AD.

.............

HISTORYA PRZENIESIENIA DOMKU LORETAŃSKIEGO:

>> I. << ,   >> II. << ,    >> III. <<,    >> IV. <<

_____________


Santuario della Santa Casa w Loreto - Casa Santa. (wikipedia.)


..........................................................................................................................................................................................................

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Modlitwy do Matki Bożej Szkaplerznej. [Więcej modlitw]

Jezus † Maryja † Józef. Modlitwy.

Nowenna na cześć Najśw. Maryi Panny z góry Karmelu.[Karmel-1910].

O, Maryjo! Zanoś nas!…

Litania do Najświętszej Maryi Panny Szkaplerza św. [Karmel-1910].

O Przemożna Królowo! Przeczysta Madonno Pełna Łaski!

Matko Boża Szkaplerzna, módl się za nami!... [AUDIO]

Resurrexit! Sicut Dixit! Alleluia!

Rocznica Ślubów Lwowskich i... Homilija na Święto Zwiastowania Bogarodzicy Panny X. Tomasza Młodzianowskiego SJ

Ratuj swą Duszę! człowieku, ratuj!