Najświętsza Panna wzorem pokory i cichości... Podróż do Elżbiety. Powrót... - O. Ludwik Perroy S.J.
The Visitation. Engraving. Hendrik Hondius I (1573-1650) |
>> IV. <<
V.
Podróż do Elżbiety
Nazajutrz rano Józef nic nie zauważył, albowiem pokorna Dziewica była zwykle tak pełna ujmującej prostoty, tak skupiona i tak dobrze umiała osłaniać ukryte w Niej działanie Boże!...
Zresztą Marja ani pół słowem nie dała poznać, jakoby cokolwiek miało zajść.
Jeno oblubieńcowi swemu wyjawiła pragnienie udania się jak najprędzej w odwiedziny starej swej krewnej Elżbiety.
Jakie dała powody temu nagłemu pragnieniu, które mogło wydawać się dziwnem ? — Przecie niedawno opuściła Jeruzalem ... nie otrzymała od Elżbiety żadnej wiadomości... Zatem, dlaczego chce iść do niej?...
Józef, znając wysoki rozum i rozsądek Marji, nie wątpił, iż działa Ona — i w tym wypadku — z wyższych pobudek.
Można było łatwo wytłumaczyć racje tej podróży: po zaślubieniu Józefa, Marja szła odwiedzić krewnych zamieszkałych w Jeruzalem lub w okolicach.
Jakakolwiek zresztą była racja życzenia Marji, Józef nie zawahał się, i decyzja podróży musiała prędko zapaść, ponieważ tekst święty wyraźnie podaje, że Marja puściła się w drogę bez zwłoki — nawet z pewnym pośpiechem. Cum festinatione.
I oto bieży Marja z rączością ognia, z rączością fali wodnej, z rączością wiatru: bo czyż nie nosi w sobie Pana rączości wszelakiej?
Józef, wszakże musiał zapewne zauważyć pośpiech oblubienicy swojej... i zatroszczenie się Jej o przyspieszenie podróży.
Ale on także pełen skupienia wnętrznego i subtelnej delikatności, milczał — zawierzył Bogu i Marji.
Im wody czyściejsze, tem głębsze mają podłoże, tem przeźroczystsze się stają.
Tak czyste były te dwie dusze... że nie potrzebowały przenikać siebie do dna, jeno czyste zamiary upatrywały wzajemnie w sobie.
Jednakże później, po trzech miesiącach, gdy Marja już powróciła, a oznaki macierzyństwa zaczęły się ujawniać, Józef — w pierwszej chwili strapienia, udręki — postawił sobie parę pytań.
— Dlaczego wonczas Marja tak śpiesznie mię odeszła? Co właściwie oznaczał ten Jej pośpiech? Co zaszło w czasie tych trzech miesięcy, zdala ode mnie, zdala może i od swoich?...
Często tak bywa, że cnota jednych staje się powodem cierpień drugich!...
Nie jest prawdopodobnem, by Marja odbyła tak długą podróż sama. Drogi, gościńce — nawet od czasu panowania rzymskiego — nie były wolne od napaści rozbójników, i młoda Panienka piętnastoletnia nie byłaby mogła puszczać się w drogę bez należytej eskorty.
Należy zatem przypuszczać, że mąż towarzyszył Jej przez jakąś część drogi, albo prawdopodobniej, że przyłączyła się do tych licznych karawan, które bezustannie z różnych stron Judei, ciągnęły ku Jeruzalem i ku Świątyni.
Z Jerozolimy do Ain-Karin, gdzie mieszkała Elżbieta, drogi są bardzo uczęszczane, zatem pewniejsze; kraj przedstawia szereg wzgórz, dolin, żyzne pola, ogrody ocienione pięknem i drzewami.
Tę drogę Marja mogła już sama odbyć, albo też w towarzystwie jakiejś służącej — bowiem za pół dnia już się było u mety.
Tradycja podaje, że Najświętsza Dziewica spotkała się z Elżbietą przed Ain-Karin, w jednym z domków wiejskich, nazwanym dzisiaj „Mar-Zacharia". — Żona Zacharjasza była tam się schroniła, aby żyć w większym spokoju, skupieniu i móc lepiej ukryć przed swojem otoczeniem cud, jaki Bóg w niej zdziałał.
Zresztą, mniejsza o miejsce owego spotkania; wystarczy nam wiedzieć jaką była nagła radość Jana Chrzciciela, będącego jeszcze w łonie matki swej..., jakim był okrzyk Elżbiety... i pokorne, lecz tak bardzo wdzięczne i gorące uwielbienie Boga przez Marję.
Z pewnością Józef nie był obecny temu spotkaniu, inaczej — dzięki wyjawionej tajemnicy w owych wybuchach radości — nie byłby On doznawał bolesnej udręki, jak to później zobaczymy. — Zacharjasz również nie był świadkiem witania Marji i w nic nie był wtajemniczony.
Wszystko to zostało poufnie zachowane między Marją, Elżbietą, Janem Chrzcicielem i Jezusem: czyż można wyobrazić sobie ściślejszych przyjaciół?
Wierzymy też, że „Magnificat“ nie zostało głośno wyśpiewane... Całe postępowanie Marji było zawsze nacechowane prostotą; więc trudno przypuszczać, by „ Magnificat" było czem innem, jak słodkim wylewem serca Marji w serce Elżbiety, czyli streszczeniem wszystkiego, co czuła Najświętsza Dziewica... wszystkiego, co mówiła Elżbiecie w czasie swego trzymiesięcznego u niej pobytu.
Lecz Elżbieta wszystko już była zrozumiała, bo dusza — pod działaniem Ducha Świętego — przenika to, co niewidzialne...
Duch Święty dał Elżbiecie widzieć w łonie Marji Mesjasza tak oczekiwanego, tak pożądanego, i który — nawet swych najlepszych przyjaciół — miał wprawić w zachwyt zdziwienia...
— Skąd mi ta łaska, źe Ty, Marjo — Matko Boga mego — przychodzisz do mnie?
Jeno Duch Święty mógł podyktować Elżbiecie to powitanie przeniknione wiarą, miłością, pokorą.
Właściwą to cechą Boga, zawrzeć wiele w jednem słowie.
Danem nam bywa czasem w życiu naszem, sięgnąć do podobnej głębi... wznieść się do podobnej wysokości: a to wtedy, kiedy dusza nasza, nasz umysł, bywają jakby wyzwolone..., na przykład w chwili wielkiego bólu moralnego, zwłaszcza w chwili śmierci.
To jest skutek działania Ducha Świętego.
I Marja odpowiada również słowami pełnemi głębokiego znaczenia, zawartemi w „Magnificat".
„Magnificat" wyznacza każdej rzeczy właściwe miejsce... — Marji zwłaszcza, która poza mianem swojem „służebnicy Pańskiej" nic nie widzi.
— Mówisz, Elżbieto, o matce Bożej — lecz ja widzę jeno niskość służebnicy Pana.
I Marja rozwija temat swej miłosnej pokory.
Wspomina o łaskawem wejrzeniu Boga na ubogich... Owóż, ubogą... czyż Ona nią nie jest?
Zatem, cóż dziwnego, że została wybraną?
Zresztą, wszystko co zostało Jej udzielone, to jeno przez wzgląd na zbawienie ludzi.
Marja widzi, że niczem nie mogła zasłużyć na ten potok łask z Wysoka.
Z powodu Abrahama i wiernych pokoleń wybranego narodu - Bóg - wspomniawszy na miłosierdzie swoje, raczył spojrzeć na niskość służebnicy swej — i zbawi całą ludzkość.
Tak rozumie Marja...
Jest Ona jeno narzędziem ...
Poddaje się z posłuszeństwa...
Oddaje się cała i całkowicie Panu: niech czyni, co chce i jak chce.
Ecce ancilla Domini.
Marja więc zaczyna od pokory, która jest raczej cnotą końcową — bo ta cnota nasuwa przypuszczenie, że dusza zobaczyła dużo ... lecz nie zdołała; że widziała... lecz nie wszystko rozumiała.
Z pełnią światła otrzymanego, z umysłem pojmującym rzeczy takiemi, jakiemi są, z prawością woli swej, słodka Dziewica widzi, że tylko jedna postawa Jej się przynależy - postawa pokory.
Marja już jest Królową pokornych: być pokornym, to właśnie nie wiedzieć, że się nim jest.
.......
.......
VI.
Powrót do Nazaretu, Niepokój — udręka
Józefa.
Marja, która dopiero kończy lat 15-cie, dała już dowody wielkiej mądrości i głębokiej roztropności.
Było to następstwem darów otrzymanych z przywilejem Niepokalanego Poczęcia. Wszystko z tego przywileju wypływa.
Rzeczywiście, na mocy najszczególniejszego przywileju od Boga i zasług Jezusa Chrystusa, Marja w samejźe chwili, gdy Bóg stworzył Jej duszę i złączył ją z ciałem, została uwolniona od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego
1).
To znaczy, źe grzech pierworodny będąc stanem niełaski, w którym wszyscy przychodzimy na świat, wskutek Adamowego grzechu — stanem niełaski zasadzającym się na pozbawieniu nas łaski poświęcającej i wszystkich darów nadnaturalnych i pozaprzyrodzonych, któremi Bóg był obdarzył naszych pierwszych rodziców — Marja, na mocy jedynego wyjątku, przyszła na świat wolna od stanu niełaski.
Posiadała więc od samego początku istnienia swego, łaskę uświęcającą, a z tą, niektóre dary towarzyszące tejże łasce w naszych pierwszych rodzicach — wszakże nie wszystkie.
Adam wraz z łaską uświęcającą, był obdarzony nieśmiertelnością, która uwalniała go od śmierci — niecierpiętliwością, która nie dopuszczała cierpienia — nieskazitelnością, która nie dozwalała w nim jakiegokolwiek sprzecznego z rozumem poruszenia pożądliwości; wreszcie z pełnią świadomości umysłu i całkowitem władaniem naturalnemi władzami, posiadał pewną wiedzę wlaną, która mu była potrzebna, aby mógł odpowiedzieć swemu przeznaczeniu pierwszego wychowawcy rodzaju ludzkiego.
Ta wiedza była nadprzyrodzoną, względem tego, co się tyczyło rzeczy nadnaturalnych; a była pozaprzyrodzona względem tego, co się odnosiło do rzeczy fizycznych i porządku naturalnego.
Wszystkie te dary stracił Adam gdy zgrzeszył — a takowe już nie zostały przydzielone ludzkiemu rodzajowi odnowionemu.
Jezus Chrystus przywrócił nam łaskę uświęcającą — lecz tytko tę łaskę — i dlatego człowiek, odnowiony dzięki niesłychanej dobroci Boga, niemniej musi cierpieć, czuć w sobie bunt ciała, i mieć umysł pogrążony w ciemnościach niewiadomości. A śmierć — z każdą chwilą — dzieło swoje w nim przeprowadza.
Marja zaś, otrzymała łaskę uświęcającą w samym zaczątku życia swego — i z tą łaską niektóre dary wzwyż wymienione —- lecz nie wszystkie.
I tak — choć nie podlegała chorobom, była podległą słabościom natury — jak później Jej Syn, doznawała zmęczenia, głodu, pragnienia, i jak On, Ona też umarła.
Co się tyczy cierpienia, matka nie chciała być uwolnioną od tego, czego doznawało jej dziecko!
Lecz są trzy klejnoty, które Bóg chciał widzieć w koronie Swej Matki:
Niemożebność popełnienia nawet najlżejszego powszedniego grzechu 2), wskutek pomocy zawartej w przeobfitości łask, jakie otrzymywała.
Nieskazitelność — to znaczy, źe nie doznawała w sobie żadnego mimowolnego poruszenia pożądliwości: tak przystawało Świątyni Najczystszej, która miała zawierać w sobie Świętego Świętych.
Wreszcie, użycie w pełni rozumu, a z niem wiedza wlana rzeczy nadprzyrodzonych.
Zatem, Marja była wnętrznie bardzo oświecona... i to tłumaczy ofiarę uczynioną z siebie przez to dziecko trzyletnie udające się do Świątyni, Jej ukochanie milczenia i życia ukrytego, Jej wzrok jedynie utkwiony w Bogu i Jego świętej Woli.
Oto też, co tłumaczy Jej zdziwienie, niemal przestrach, gdy Jej zaproponowano godność matki Bożej... z utratą, jak Jej się zdało, owego dziewictwa, które przekładała nad wszystko.
Oto wreszcie, co tłumaczy głębokość i prostotę Jej „Magnificat".
Trzeba nam było tych wyjaśnień, aby ocenić w prawdziwem świetle postępowanie tej delikatnej Panienki, tak mądrej, tak pokornej, już tak bardzo rozsądnej — i zrozumieć lepiej nadludzką roztropność, jaką wykaże w niezwykłej okoliczności za powrotem do Nazaret.
.....................
Zatem „Magnificat", będąc jakby pierwszem objawieniem się Boga, ukrytego w dziewiczem łonie Marji, jest zarazem objawem Jej pokory.
Nie dziwmy się temu: albowiem Syn Dziewicy jest Tym, który o sobie później mówić będzie:
— Uczcie się ode Mnie, żem jest cichy i pokornego serca.
I w samemźe spotkaniu Elżbiety z Marją, czyż wszystko nie zostało wprawione w ruch mocą Boga ukrytego.
Elżbieta otrzymuje niepowszednie łaski od Jezusa, który ani widzieć, ani słyszeć się nie daje.
A Marja — od pierwszego słowa powitania i wyrażonej życzliwości — bo w tej okoliczności, ona pierwsza się odezwała — wydaje z siebie, nie zdając sobie z tego sprawy, pierwszy promień uświęcający, który oczyszcza dusze: odradza Jana Chrzciciela, podnosi ducha Elżbiety.
Łaska jest źródłem bezustannie wydajnem, jeżeli przechowujemy ją z zazdrosną miłością w duszy, źródło jej bije bezprzestannie. Ileż to razy spotykamy się z duszami będącemi w stanie łaski — i jedno słowo przez nie wypowiedziane z prostotą, naturalnie — jak naturalnie woda płynie... często wnosi w nas światło Boże.
Jezus to przepowiadał Samarytance odpowiedzią jaką jej dał:
— Każdy, który pije z tej wody, zasię będzie pragnął: lecz ktoby pił z wody, którą mu Ja dam, nie będzie pragnął na wieki. Ale woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody, wyskakującej ku żywotowi wiecznemu (Jan IV, 13, 14).
.....................
Żadnych szczegółów nie mamy o tych trzech miesiącach przeżytych w poufnej zażyłości w rodzinnem ognisku Zacharjasza.
Wszakże jeżeli pierwsze słowa, które wyrzekła Marja, tyle rzeczy zdziałały... co myśleć o następnych dniach, tygodniach, miesiącach?...
Marja rozsiewa łaski... rzecby można że dobrodziejstwa płyną z Niej bezustannie...
I Elżbieta je przyjmuje i widzi uradowanie młodziutkiej krewnej swojej, bez cienia zazdrości. Ugina kolana ze czcią wobec Marji, bez najmniejszej ukrytej goryczy... iż nie ona została wybraną na matkę Boga, chociaż On także uczynił dla niej cud macierzyństwa.
I to uczucie Elżbiety mogło nie być bez zasługi.
Zazdrość — to ukryta rana tylu rodzin, tylu zgromadzeń zakonnych, tylu dusz, które wszakże wydają się święte!
Zazdrość — zazdrość jest źródłem wielu obmów i najprzewrotniejszych potwarzy. Zazdrość zakłóca, burzy stosunki nawet najpoufniejsze — a co jest najniebezpieczniejsze w tej namiętności, to że ona działa po kryjomu, nieszczerze, podstępnie, a zarazem silnie.
Prawie wszyscy jesteśmy zazdrośni — albo byliśmy zazdrośni o kogoś lub o coś — ale prawie nigdy do tego się nie przyznajemy.
Trudno nam pogodzić się z faktem, że młodzi nas zastępują... a cóż dopiero przyjąć, iż przewyższają nas...
Nie możemy uwierzyć, by drudzy kochać mogli to, co my kochamy.
Jednem słowem, zazdrość jest chwastem najpospolitszym, wydającym najgorszą truciznę, bujnie rosnącym na glebie naszej nieprzezwyciężonej miłości własnej.
Elżbieta nie żywiła zazdrości dla Marji — a Marja, później nie będzie mogła być zazdrosną o Miłość, jaką Jej Syn obdarzy swych Apostołów... Również Jan Chrzciciel nie będzie zazdrosny o Jezusa dla którego odejdą go uczniowie jego, stwierdzi to bez goryczy, mówiąc jeno z prostotą:
— Który zeszedł z wysoka jest ponad wszystkich... musi On róść — a ja się umniejszać (Jan III, 30, 32).
I między temi dwoma uprzywilejowanemi niewiastami, Józef i Zacharjasz przejdą niepostrzeżenie, jako cień — a nie wywoła to w nich żalu; wszyscy się zadowolnią położeniem i misją, jaką im Bóg przeznaczył.
Zważmy, że największa tajemnica świata została powierzona niewiastom... które zwykle tak nie umieją zachowywać tajemnicy! Albowiem Bóg igra sobie z przeciwieństw; owszem, zdawałoby się nawet, iż takowe nagromadza, gdy chodzi o największe Jego zamiary; lubi wydobywać możebność z niemożebności, aby przekonać ludzi o ich nicestwie a Swojej potędze i wszechmocy.
Po trzech miesiącach pobytu u Elżbiety, nadeszła chwila w której Marja miała powrócić do Nazaretu, do oblubieńca swego Józefa.
W jakżeż innym stanie umysłu niż odejście, odbywa się powrót Dziewicy Świętej!
Zaznaczyliśmy już, że Marja była mądrze uświadomiona... Zatem, nie mogła nie wiedzieć, że nadchodzi dla Niej jedno z największych doświadczeń Jej życia.
Przedziwna, boska tajemnica, którą nosiła w sobie... wyjdzie na jaw: to było pewne i już sama ta pewność, była dla Marji głęboką udręką.
W jaki sposób ujawni się ta tajemnica?...
Nie wiedziała — i ta niepewność była również męką dla Marji.
Lecz Marja szła w życie... zawierzając Panu ufając Mu: Bóg zachował Jej dziewictwo, acz poślubioną została Józefowi... trudność została rozwiązana; a więc i teraz Bóg się wda w sprawę, choć nie obejdzie się dla Niej bez cierpienia... lecz Marja złożyła się cała w Panu - i dlatego powraca do Nazaret z pogodą ducha.
.....................
I oto już jest w skromnym domku ubogiego cieśli.
Ucieszony powrotem Marji, pełen radości na Jej widok, zrazu Józef nic nie zauważył...
Marja zaś, ze swoim zwykłym spokojem, oddawała się zajęciom domowego gospodarstwa.
Wśród tego spokoju — wśród tej ciszy — powstała nawałnica bólu!
Niebawem Józef spostrzegł, źe coś nadzwyczajnego działo się w Marji — i po kilku dniach zamilczenia z sobą samym, musiał dać wiarę temu, co widział własnemi oczami; już nie mógł wątpić: oznaki bliskiego macierzyństwa Marji były pewne.
Któż wypowie jaki natłok myśli przykrych, bolesnych, przeciwnych sobie, uderzył na Józefa?
Co o tern sądzić? — Jak samemu sobie wytłumaczyć? I jakiego wyjaśnienia żądać od tej młodej niewiasty, której absolutnie ufał?
Przypominał sobie Józef wszystkie okoliczności towarzyszące — przed trzema miesiącami — odejściu Marji... ten Jej pośpiech... i ten długi pobyt poza d om em ... zdała od niego...
Co ma myśleć o Marji, którą zawsze uważał za lilję czystości?
Wszakże nawet cień obelżywego posądzenia nie wszedł do serca Józefa.
.....................
Nie potrzeba było dużo rozmyślać — stan rzeczy mówił sam za siebie.
W tej okoliczności, jeżeli nie Józefa było rzeczą przemówić... czy Marja nie powinna była tego uczynić?
A w rzeczy samej co miała do powiedzenia?
Czyż Jej rzeczą było odsłonić tajemnicę tak dziwną, tak cudowną, tak boską?
Jaką dać wiarę słowu młodej niewiasty, będącej nawet Marją, oznajmującej swemu oblubieńcowi, będącym nawet Józefem: „To, co we mnie żyje, z Ducha Świętego jest... noszę w mojem łonie Syna Boga żywego!“
Wobec takiego oznajmienia, udręka Józefa byłaby jeszcze straszniejszą.
Tylko interwencja cudowna mogła całe to niezwykłe położenie wyświecić.
Zatem, co należało czynić?
Marji — pozostawało tylko milczenie.
I Józef mógł tylko milczeć, przynajmniej przez czas jakiś.
Oboje więc zachowywali to milczenie... ale z jakiem rozdarciem serca!
Żyją oto obok siebie... związani krwią duszy swej — a rozdzieleni tajemnicą!...
Jak bolesne musiały być te godziny przez nich przeżyte!... ile dodawały im cierpienia, rozmowy z konieczności prowadzone!... lecz ani pół słowem nie zdradzali, co się w ich duszach działo!...
Czas uchodził — trzeba było powziąć postanowienie — i to, nie odkładając na później. Należało wyjść z dwuznaczności położenia.
Owóż, dwie przedstawiały się alternatywy — trzeba było wybrać:
Pierwsze, sama w sobie brutalna, lecz w danej okoliczności słuszna: wszystko wyjawić i oddać młodą niewiastę w ręce sprawiedliwości.
Tym sposobem Józef sam siebie uwalniał... postąpienie takie było legalne i przyjęte zwyczajem, zgodne z zasadą starego prawa. — Tak, lecz Józef posiadał serce ukształtowane wedle nowego prawa... Nie chciał użyć tej twardej konieczności, krwawiło się serce jego na samą myśl, źe niewiasta tak doskonałej cnoty jaką była Marja — albowiem wierzył w to niezachwianie — mogła być stawiona wobec sędziów.
Takiego rozstrzygnięcia sprawy Józef nie chciał; więc pozostawało użyć drugiego sposobu: rozłączyć się polubownie... oddać młodej oblubienicy pierścień oraz podarunki ślubne, a jeżeli ostatnie formalności małżeństwa już miały miejsce, zwrócić Jej kontrakt: jednem słowem, opuścić Marję, ale uczynić to z całą słodyczą, dobrocią, delikatnością i pokorą, dla której nie czuł się godnym przebywać w atmosferze tak nadzwyczajnej.
Zatem, Józef kładł na karb swej niezaradności, na brak wewnętrznej przenikliwości ową sytuację niewytłumaczoną.
Było to rozstrzygnięcie pokory... które najczęściej jest najlepsze... albowiem jeno pokora nam przystaje.
Dlaczego chcemy mieć wytłumaczenie wszystkiego w ogóle, w życiu... w nas samych... w bliźnim... nawet w Bogu?...
Trzeba umieć nie rozumieć.
Józef — w milczeniu, cichości, rozważał te alternatywy... Od nikogo nie mógł żądać pomocy, nie mógł też od nikogo zasięgnąć rady... a co było dla niego najstraszniejsze to, że przyszło mu rozstrzygać o losie Marji wobec niej samej, zawsze milczącej... zawsze spokojnej.
Istotnie, Bóg jest mistrzem w zadawaniu cierpień!...
Sędzia — mający skazać winowajcę, nie rozsądza sprawy w jego obecności...
Któżby się odważył wydać wyrok nieszczęsny, będąc w ciągłem obcowaniu z obwinioną ofiarą?
Józef i takiej męki musiał doznać!
Krwawiąc własne serce... wreszcie powziął postanowienie:
Zdecydował się na polubowną separację.
Wszakże pozostawił sobie jeszcze jedną noc na rozważanie... odkładając do dnia następnego wyjawienie postanowienia...
.............................
NAJŚWIĘTSZA PANNA WZOREM POKORY I CICHOŚCI. ROZPAMIĘTYWANIE TAJEMNIC JEJ ŻYCIA. O. LUDWIK PERROY S. J. (1859-1925). PRZEKŁAD Z FRANCUSKIEGO. Nakładem Wydawnictwa Księży Jezuitów. Kraków 1934. Str. 31-48.
Przypisy:
1) Cantineau: „Cours de Religion*, passim. T. I, część 2-ga. R. p. Berthe: „Vie de Jesus Christ". Abbe Fouard: „Vie de Jesus Christ".
2) P. de la Broise: „La Sainte Vierge“, str.,58.
................................................................................................................................................................
(Obraz dzięki uprzejmości i dobroci Adminów:colonialart.org.:Archive: 4508A/4508B
Komentarze
Prześlij komentarz